sobota, 1 lipca 2017

Witajcie w świecie aniołów i demonów - "Bramy Światłości" Maja Lidia Kossakowska Tom 1


Autor: Maja Lidia Kossakowska

Tytuł: Bramy Światłości (Tom 1)

Liczba stron: 512

Rok wydania: 2017

Wydawnictwo Fabryka Słów

Źródło okładki: www.fabrykaslow.com.pl






Pan odszedł i serce świata przestało bić. Królestwo, oparte na solidnej podstawie niebiańskiej hierarchii, musi trwać.

Daimon, jeszcze niedawno wyrzutek i szaleniec, pragnący zniszczyć świat, znów stał się szanowanym, choć niezbyt lubianym Świetlistym, Abbadonem Niszczycielem, w służbie Królestwu. Odwieczna, ulubiona banda uskrzydlonych drani, zabójców i intrygantów na nowo przygarnęła go do swoich wielkich, gorących serc. Alleluja!

Świetlista z dobrego rodu, imieniem Sereda - podróżnik, kartograf, odkrywca - która właśnie wróciła z kolejnej wyprawy, przyniosła Razjelowi, Panu Tajemnic, dobrą nowinę. Znane jest miejsce bytności Pana.

Królestwo organizuje ekspedycję badawczą w dzikie i nieznane Strefy Poza Czasem, by rzucić się w wir najbardziej szalonych niebezpieczeństw czyhających gdzieś na najparszywszym zadupiu Wszechświata i odnaleźć emanację Światłości.

Dowódcą wyprawy zostaje Tańczący na Zgliszczach ze śmiercionośną Gwiazdą Zagłady.

"Uważajcie na marzenia, Skrzydlaci. Czasem spełniają się, jak klątwa."

Na "Bramy Światłości" Mai Kossakowskiej czekałam z wielką niecierpliwością, zwłaszcza, że czytałam wszystkie poprzednie części serii "Zastępy Anielskie". Lektura zajęła mi dość długo, ale w końcu udało mi się dobrnąć o końca. Czytanie sprawiło mi mnóstwo frajdy i dostarczyło niesamowitych emocji.


Wszyscy wiemy, że królestwo bez władcy jest niczym tytan na glinianych nogach. W każdej chwili może pojawić się w nim anarchia. Jednak mimo tego, że Pan odszedł. anioły starają się zachować w Państwie ład i strzec go przed chaosem.

Kiedy z wyprawy wraca Sereda, przynosi aniołom dobre wieści: znane jest miejsce pobytu Pana. Dlatego po długich dyskusjach, rozważaniu za i przeciw, Królestwo postanawia zorganizować wyprawę poszukiwawczą. 

Na przywódcę wyprawy zostaje wybrany Abbadon, Tańczący na Zgliszczach. To anioł, którego sensem istnienia są destrukcja i zniszczenie. Anioły Królestwa nie rozmawiały z nim od pewnego wydarzenia z przeszłości i Razjel jest pełen obaw i wątpliwości, czy ten zgodzi się podjąć ryzyko. Jednak wszystko idzie według planu i Daimon zostaje przywódcą wyprawy.

Wraz z Seredą  trafiają do wymiaru, w którym czyha na nich wiele niebezpieczeństw. Zamieszkują go demony i inne dziwne stworzenia, które czekają tylko, aby złapać ofiarę w swoje sidła. Droga do odnalezienia Pana okazuje się być kręta i pełna pułapek, jednak bohaterowie podejmują wyzwanie i nie zamierzają się poddawać.

Okazuje się, że nie tylko Niebo ma kłopoty. W Głębi też nie dzieje się za dobrze, gdyż władca podziemi, Lucyfer, postać nosząca cechy buntownika i niepoprawnego romantyka, wykręca niezły numer, i znika, przez co jeden z aniołów jest zmuszony go zastąpić - ale tak, by nikt z głębianinów nie zorientował się, że właściwy Lucyfer zniknął. W spisek zostaje wtajemniczony pupil pana piekieł - kot,  który pomaga aniołowi wcielić się w postać swojego właściciela. 

Sama fabuła książki jest dość dynamiczna i dobre zbudowana. Nie ma w niej zbędnego chaosu. Bardzo dobrze czyta się opisy walk - nie są one sztucznie wydłużane, jak zdarza się to w niektórych powieściach.  Czasami pojawiają się rozległe opisy miejsc, w których przebywają bohaterowie. Nie są one jednak po to, by sztucznie wypełnić karty powieści, tylko, jak się potem okazuje, wnoszą wiele do dalszej treści.

W powieści jest dużo patosu. Jeśli ktoś z Was czytał już wcześniej inną książkę autorki to wie, że pisze ona językiem pięknym, ale i jednocześnie podniosłym.  I choć momentami język wydaje się być nade patetyczny, to świetnie wprowadza w klimat fabuły. Mierzić mogą czasami pojawiające się dziwne konstrukcje składniowe, które mnie momentami bardzo zaskakiwały.

Styl wysoki miesza się w opowieści z językiem rynsztokowym i bardzo wulgarnym. Z jednej strony taki zabieg wydaje się nadawać postaciom nieco autentyczności. Choć trochę dziwnie można się poczuć, gdy z ust majestatycznego świetlistego wydobędzie wyraz  rodem z podwórkowej łaciny.

W książce znalazło się również miejsce na humor. Sceny poważne przeplatają się ze scenami komicznymi, Nie mówię tu wyłącznie o przepychankach Seredy z Daimonem, ale również o zachowaniu choćby Zgniłego Chłopca. 


Dodatkowym walorem są ilustracje autorstwa Vladimira Nenowa.


Wiele tu spisków i intryg, zarówno wśród aniołów, jak i diabłów oraz demonów. Momentami aż ciarki przechodzą!

Zakończenie - dość mocne, ale Wam go nie zdradzę. Sami musicie to przeczytać! 

A ja z niecierpliwością czekam na drugi tom.



niedziela, 26 marca 2017

Na nocnej zmianie - Pióra Falkonu - recenzja

Tytuł: Na nocnej zmianie

Rok wydania: 2016

Liczba stron: 584

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Gatunek: fantastyka

Źródło okładki: www.fabrykaslow.com.pl



Konkursy literackie na opowiadanie fantasy były organizowane od lat. W tym roku jednak padł pomysł, by wydać antologię, w której znalazłyby się opowiadania laureatów. Początkowo miał to być format PDF, jednak inicjator czuł pewien niedosyt i zaczął się zastanawiać, czy to faktycznie jest to, czego chcieliby młodzi twórcy. Wiadomo, że lepszym wyjściem byłoby wydanie publikacji, która stanie na półce bibliotek i księgarń. I tak oto zrodził się pomysł, by opowiadania wydać w formie tradycyjnej. Powstała antologia „Na nocnej zmianie”.

Bardzo cieszę się, że Fabryka Słów podjęła się wydania publikacji. Plik PDF mógłby niestety zaginąć gdzieś morzu innych dokumentów, a tak mamy formę tradycyjną. I to był strzał w dziesiątkę – po pierwsze: większość z nas lubi kontakt z książką papierową (z zawodu jestem bibliotekarzem, więc wiem, co mówię), a po drugie: już na samym początku wspomnę, że treść jest genialna, i szkoda by było, gdyby nie został po niej trwały ślad.

Pierwsze co rzuca się w oczy, to wspaniały projekt okładki i ilustracja autorstwa Mateusza Kaczoruka. Rysunki będą się też pojawiać w trakcie lektury na początku każdego rozdziału.

Jak już wcześniej zostało wspomniane, opowiadania laureatów zostały wydane w formie zbioru opowiadań. Publikacja została podzielona na dwie części: w pierwszej znajdują się opowiadania laureatów, w drugiej – znanych i lubianych polskich pisarzy science fiction. Opowiadania są osadzone w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.

Po przeczytaniu wszystkich opowiadań okazało się, że debiutanci wcale nie odstają kunsztem od starych wyjadaczy. Każde z nich czytałam z zapartym tchem. Rzeczywistość, którą wykreowali autorzy, była dość często skomplikowana (Ekstrapolacja Marcina Przybyłka), niekiedy psychodeliczna jak w Dziewiątym poziomie Justyny Lech, w których bohaterka niczym alter ego Dantego w Boskiej Komedii schodzi na dno piekieł swojej osobowości:

Idzie w niemal całkowitej ciemności. Przed sobą widzi tylko słabą poświatę dochodzącą z jakiejść półprzymkniętej komory. Przeczuwa, co tam znajdzie. To już czas, ósmy krąg, ostatni przed kompletną integracją. (…) Sala jest niewielka. Ściany i sufit są wyłożone czymś przypominającym niebieskoszarą tkaninę. Dziewczyna dotyka jej i czuje, że materiał jest ciepły i lekko pulsujący, jakby był żywy. (…) Naprzeciwko niej stoi druga Kamila. Jej usta są umazane krwią i wykrzywione w błazeńskim uśmiechu. Spomiędzy warg wystają długie kły, na prawej dłoni nosi kastet. W lewej trzyma strzykawkę. (…) To ja – wygłasza Kamila, próbując zachować spokój. - To mój cień.

Dziewiąty poziom, Justyna Lech

Nie zbrakło również humoru (Emeryt Andrzeja Pilipiuka). Czasami mogliśmy zanurzyć się w przyszłość, w której ludzie stali się nośnikami pamięci i żyli niczym w Matrixie:

Nagle pliki zaczęły się zmieniać. Kopiowanie zostało przerwane, a litery układały się w nieokreślony kształt. (…) aż wreszcie szybko zmieniły się się w nieokreślony kształt, w oślepiająco jasną, białą kulę. Wszczepiarz patrzył jak zahipnotyzowany i próbował zrozumieć, co widzi. Nie zdążył. (..) Link krzyknął z bólu i instynktownie odłączył się od Wiru. Z jego nosa pociekła gęsta krew(...) Mężczyzna odczuwał intensywny ból z tyłu czaszki, w miejscu, w którym zostało wszczepione gniazdo.
Wszczepiarz Link Overdose, Tomasz Graczykowski


W trakcie czytania nie znalazłam żadnych rażących błędów. Redakcja Fabryki Słów trzyma poziom. Z tyłu zostały zamieszczone posłowie oraz spis treści.

Wydanie tej antologii było bardzo dobrym pomysłem. To wspaniały debiut dla konkursu Pióra Falkonu. Opowiadania są naprawdę genialne pod względem fabularnym. Zachęcam gorąco do przeczytania tej antologii. Myślę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie.

sobota, 18 lutego 2017

Anne Bishop – Córka Krwawych T. 1 Trylogii Czarnych Kamieni


 Autor: Anne Bishop
 Tytuł: Córka Krwawych

 Cykl: Trylogia Czarnych Kamieni (T.1)

 Rok wydania: 2008

 Liczba stron: 368

 Wydawnictwo: Intium

 Źródło okładki: www.intium.pl




„Córka Krwawych” Anne Bishop dość długo stała na mojej półce. Aż pewnego dnia postanowiłam się do niej zabrać. Zachęciła mnie do tego piękna okładka. Po lekturze mam dość mieszane uczucia, bo naprawdę fabuła miała potencjał. Tylko niestety w treść wkradła się przesada i, jak to zwykle bywa, wszystko zepsuła.

Autorka przed właściwą historią we wstępie przybliża czytelnikowi zasady funkcjonowania społeczeństwa Krwawych i opisuje hierarchię. Miejsce w niej wyznaczają kamienie – im ciemniejszy, tym większą ma moc.

W powieści Anne Bishop jest opisany mroczny i pełen przemocy świat rządzony przez kobiety. Najwyżej w hierarchii stoją w nim Czarownice. Mężczyźni stanowią dla nich rozrywkę: służą do zaspokajania ich erotycznych pragnień i spełniania fantazji. Jednym z nich jest Daemon.

Daemon budzi wśród miejscowych kobiet pożądanie, sam jednak żadnej z nich nie pragnie. Jest im podległy, jednak lubi bawić się nimi i igra z ich uczuciami. Jest to postać zimna i okrutna w każdym calu.


Pewnego dnia Tersa w swojej wizji widzi nową Królową. To Czarownica, która będzie posiadała większą moc niż sam Wielki Książę Piekła Saetan (szczerze mówiąc to postać, która wydawała mi się mało groźna jak na pełnioną funkcję – bardziej przerażał mnie Daemon). Owa czarownica pojawia się pod postacią dziewczynki o imieniu Jaenelle.

Opis autorki od razu pokazuje ją jako postać idealną pod każdym względem: że to dziewczynka o niezwykłej urodzie, przenikliwości oraz wrażliwości. Postać idealna do bólu, sztucznie wykreowana. Do tego wszyscy są świadomi, jak potężną ma moc i boją się jej. Każdy próbuje przeciągnąć ją na swoją stronę. Wszyscy oprócz jej najbliższej rodziny, która uważała ją za upośledzoną.

To, co wywołało mój niesmak w czasie lektury, to treść przesycona erotyzmem. To, czego można się spodziewać, to gwałty, przemoc i pedofilia. Zwłaszcza ta ostatnia, bo jak Daemon był nieodporny na wdzięki dojrzałych kobiet, tak pożądanie wzbudziła w nim dwunastoletnia Jaenelle. Oczywiście zacisnęłam zęby i ukończyłam lekturę, ale po drugi tom niestety już nie sięgnę.

Wątkiem wartym zainteresowania były relacje Saetan – Daemon – Lucivar. I to by było na tyle.

„Córka Krwawych” to też książka wymagająca od czytelnika cierpliwości. Fabuła jest bardzo zagmatwana i trzeba naprawdę mocno się skupić, żeby coś zrozumieć.

Autorka stworzyła mroczne dzieło na wskroś przesycone wulgarną erotyką. Za mało dla mnie było wyjaśnień, czym tak naprawdę jest Magia Kamieni. Konstrukcja postaci też niestety pozostawia wiele do życzenia: są one momentami papierowe i bardzo niespójne. Wiem, że są również miłośnicy Bishop, ale mnie niestety treść nie zachwyciła.

niedziela, 12 lutego 2017

Recenzja: Harry Potter i Przeklęte dziecko

Cykl o Harrym Potterze jest mi znany już od 9. roku życia. Potrafiłam czytać godzinami, trudno było mnie oderwać od lektury. Zatracałam się w świecie stworzonym przez J.K. Rowling i niejednokrotnie do niego wracałam (każdą z części przeczytałam w całości siedem razy).

Po wydaniu „Insygniów Śmierci” autorka powiedziała, że już nie wróci do tej serii. Fani doznali zawodu. Aż tu nagle po długiej przerwie pojawia się wiadomość, że powstanie ósma część przygód Harry'ego Pottera.

Z jednej strony ta informacja mnie ucieszyła, z drugiej – zrodziła obawy. Dobrze wszyscy wiemy, że reaktywowanie starych dzieł czasami nie wychodzi na dobre. Mimo moich wątpliwości, kupiłam tę książkę.





Nie liczyłam na zbyt dużo, bo przeczuwałam, że stary klimat z poprzednich części nie powróci. Zwłaszcza, że książkę wydano w formie scenariusza i czuć, że nie została ona napisana ręką Rowling.

Sama forma sprawia, że treść czyta się lekko i lektura nie zajmie Wam dłużej niż 3 – 4 godziny.

Jeśli chodzi o konstrukcję postaci, to jest się do czego przyczepić. I tu niestety wina leży po stronie autorów scenariusza, którym nie udało się w pełni oddać charakteru postaci. Odnosiłam wrażenie, że są oni inni niż w poprzednich częściach.

Bohaterowie zachowują się sztucznie. Nie pomagają też suche opisy scenografii i równie suche dialogi bohaterów. Ron momentami wydawał mi się przesadnie głupawy, a Malfoy przesadnie dobry. Jedyną postacią godną uwagi był młody Albus Potter.

Harry wpada w rutynę dorosłego życia. Stara się być dobrym rodzicem, ale ma problemy wychowawcze ze swoim synem. Konflikt Harry'ego i Albusa wywoła lawinę katastrofalnych zdarzeń dla świata czarodziejów.


 


Jeśli chodzi o fabułę, to jest ona bardzo przewidywalna. Ośmielę się użyć słowa „oklepana”. Powrót do przeszłości, by kogoś uratować, jest dość znanym zabiegiem w literaturze. Już wcześniej pojawił się trzeciej części - „Harry Potter i Więzień Azkabanu”.

Zabrakło mi klimatu Hogwartu. Czuć, że nie jest to ten sam świat z powieści J.K. Rowling. W scenariuszu zabrakło emocji bohaterów. Po lekturze zatęskniłam do starej serii. „Przeklęte dziecko” traktuję raczej jak adaptację niż kontynuację. Moja ocena to 3.


niedziela, 5 lutego 2017

Dziś tak bardziej...Cyber Marian:)

Witajcie!

Nadchodzę z kolejną recenzją. Książkę przeczytałam już dość dawno, ale dopiero teraz znalazłam czas, aby w końcu napisać o polekturowych wrażeniach.

Na rynku pojawiło się już trochę publikacji wydanych przez youtuberów, m. in. "Kaiko. It's only a game" Karola Poznańskiego, "Red Lipstick Monster. Tajniki Makijażu" czy też "Śmieszek. Cierpienia młodego youtubera" Martina Stankiewicza. Dwie ostatnie są całkiem niezłe, niestety treść "Kaiko..." nie powala, a dlaczego, to już dowiecie się w najbliższej recenzji.

A dziś tak bardziej...Cyber Marian - gwiazda polskiego YouTube'a, osoba kreatywna, z niebanalnym dowcipem i pomysłem na życie, znany przede wszystkim ze świetnych "Amerykańskich trailerów polskich filmów".




"Dziś tak bardziej" zostało wydane przez Wydawnictwo Insignis.  A książka, tak samo jak autor, jest bardzo "cyber". W trakcie lektury czytelnik może skorzystać z darmowej aplikacji na tablety i smartfony "Cyber Marian", dzięki której możemy zatracić się w marianowym cyberświecie i obejrzeć nieopublikowane dotąd materiały. 

 Z jednej strony pojawia się treść znana z Cyber Info i innych serii. Z drugiej książka pozwala poznać człowieka, który ukrywa się za cybergałami. Jest to autobiografia, w której autor opowiada o swoim dzieciństwie, domu rodzinnym, zarówno o przeżytych radościach, jak i smutkach.





Pojawiają się nie tylko dowcipy, ale i opowieść o długiej walce z chorobą, którą przetrwał dzięki rodzinie, przyjaciołom, pogodzie ducha i...wygłupom. W trakcie spotkania autorskiego Cyber Marian wspomniał, że momentami to ON musiał rozweselać swoją rodzinę, by ta się nie zamartwiała.

Książka zawiera dużo materiałów: fimów, zdjęć, obrazków. Nie jest jednak pozbawiona dobrej treści. Naprawdę kiedy czytałam tę książkę, miałam wrażenie że rozmawiam z dobrym kumplem:) Trzeba przyznać, że autor potrafi rozśmieszyć do łez i poprawić humor.

Książkę polecam, zarówno starszym, jak i młodszym, bo myślę, że każdy może znaleźć w niej coś dla siebie. Miłej lektury!

No i oczywiście zachęcam do obejrzenia filmów na kanale Cyber Mariana. Łapka w górę i oglądamy!:)




poniedziałek, 9 stycznia 2017

Recenzja "Z mgły zrodzony" Brandon Sanderson - powrót do świata magii.

 Autor: Brandon Sanderson

Tytuł: Z mgły zrodzony

Wydawnictwo: MAG

Rok wydania: 2015

Liczba stron: 672

Kategoria: fantasy




Kiedy wyruszyłam do Empiku w poszukiwaniu książki, od razu skierowałam się do działu fantastyki. I wtedy ją zobaczyłam: pięknie oprawioną, z cudowną ilustracją na okładce. Od razu wiedziałam, że muszę ją mieć i przeczytać.

Do zakupu nie skłoniła mnie jednak jedynie oprawa graficzna. Przede wszystkim kupiłam ją ze względu na to, że darzę wielkim szacunkiem Brandona Sandersona i jest on jednym z moich ulubionych pisarzy fantasy.Ale dość zbytecznego gadania - zaczynajmy!

Na pierwszych stronach została zamieszczona mapa krainy, w której rozgrywa się akcja powieści. Rozpoczyna się ona krótkim prologiem, który wprowadza czytelnika w fabułę dalszej części.

Struktura społeczeństwa jest podzielona. W krainie żyją niewolnicy (skaa) i ich władca absolutny, Ostatni Imperator. Stosuje on wobec swych poddanych terror i skaa już dawno porzucili nadzieję na lepsze życie. Jednak pojawia się dwójka bohaterów, która może odwrócić zły los: niepozorna Vin i Kelsier.
 

W powieści jest wszystko to, co być powinno: intryga, tajemnica i bardzo ciekawie zbudowany świat.
Sanderson stworzył uniwersum, w którym magowie władają sztuką allomancji, czyli potrafią posługiwać się magią metali. Dzięki temu zabiegowi fabuła bardzo wciąga. Magia pojawia się w powieściach, ale rzadko w takiej postaci. Z każdym fragmentem lektury poznajemy coraz lepiej naszych bohaterów i widzimy, jak dojrzewają do roli, którą będą musieli odegrać.
 
 Co do samego czytania to lektura była przyjemna, nie można było narzekać na nudę. Akcja rozgrywała się dość dynamicznie. Minus to niepotrzebne przestoje w fabule, bardzo przegadane fragmenty, ale szczerze mówiąc nie utrudniały one lektury na tyle, by ją przerwać.

Lekturę oceniam na 4+. Gdyby nie te przestoje, byłaby piątka. Ale naprawdę bardzo polecam tę książkę z tego względu, że pomysł jest bardzo oryginalny i to naprawdę kawał dobrej lektury:)



wtorek, 3 stycznia 2017

Recenzja "Ukrytye terapie" Jerzy Zięba - Walka z przemysłem farmaceutycznym po raz kolejny?

Autor: Jerzy Zięba

Tytuł: Ukryte terapie. Czego ci lekarz nie powie.

Wydawnictwo: Egida

Rok wydania: 2016

Liczba stron: 335

Źródło okładki:www.ukryteterapie.pl





Postęp cywilizacyjny niesie ze sobą rozwój nauk ścisłych. Kiedyś człowieka mogło zabić zwykłe przeziębienie a teraz? Firmy farmaceutyczne oferują nam "leki" i specyfiki, które zwalczają uciążliwe objawy choroby. Do lamusa odchodzi medycyna niekonwencjonalna, która wcale jednak niekonwencjonalną się nie wydaje. Bo czy tak naprawdę te wszystkie leki, które znajdziemy w aptekach, leczą? Może raczej szkodzą? Brzmi to trochę pokrętnie, ale w książce zmienia nieco pojęcia medycyny konwencjonalnej i niekonwencjonalnej.

Od razu trzeba zaznaczyć, że Jerzy Zięba nie jest lekarzem - nie kończył  medycyny na żadnym znanym Uniwersytecie. I wcale się z tym nie kryje. Mimo wszystko większość ludzi mianuje go tytułem doktora - jedni świadomie, drudzy nieświadomie. Nic dziwnego, ponieważ sama treść książki trzeba przyznać została napisana dość rzetelnie. Każde swoje twierdzenie autor podpiera artykułem naukowym, mało tego odsyła do niego czytelnika za każdym razem. To tekst pisany językiem naukowym, a jednocześnie prostym i zrozumiałym dla każdego.

Autor skupia się na cudownych właściwościach witamin i składników, które można znaleźć w naturze. Przytacza w swoich wypowiedziach wyniki badań po przeprowadzonych terapiach z wykorzystaniem bardzo mocnej dawki witaminy C. Pewnie jesteście ciekawi, jakie były efekty. Ja się zdziwiłam i to bardzo. Kto chce wiedzieć, jak zakończyły się badania, zachęcam do przeczytania książki.


Publikację oceniam pozytywnie, jest napisana dość solidnie, ma silne podstawy. Jednak w trakcie czytania do części hipotez miałam sceptyczne nastawienie. Być może dlatego, że jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że jeśli chorujemy, to maszerujemy wtedy do apteki i wierzymy w to, co mówią i piszą firmy farmaceutyczne? A może boimy się tego, co tajemnicze i  nieznane? Warto jednak też pamiętać, że medycyna niekonwencjonalna była stosowana od wielu wieków i sprawdzała się świetnie. Ciekawa jestem, czy i wam nasunie się tyle pytań po przeczytaniu "Ukrytych terapii". Piszcie swoje opinie w komentarzach!