niedziela, 12 lutego 2017

Recenzja: Harry Potter i Przeklęte dziecko

Cykl o Harrym Potterze jest mi znany już od 9. roku życia. Potrafiłam czytać godzinami, trudno było mnie oderwać od lektury. Zatracałam się w świecie stworzonym przez J.K. Rowling i niejednokrotnie do niego wracałam (każdą z części przeczytałam w całości siedem razy).

Po wydaniu „Insygniów Śmierci” autorka powiedziała, że już nie wróci do tej serii. Fani doznali zawodu. Aż tu nagle po długiej przerwie pojawia się wiadomość, że powstanie ósma część przygód Harry'ego Pottera.

Z jednej strony ta informacja mnie ucieszyła, z drugiej – zrodziła obawy. Dobrze wszyscy wiemy, że reaktywowanie starych dzieł czasami nie wychodzi na dobre. Mimo moich wątpliwości, kupiłam tę książkę.





Nie liczyłam na zbyt dużo, bo przeczuwałam, że stary klimat z poprzednich części nie powróci. Zwłaszcza, że książkę wydano w formie scenariusza i czuć, że nie została ona napisana ręką Rowling.

Sama forma sprawia, że treść czyta się lekko i lektura nie zajmie Wam dłużej niż 3 – 4 godziny.

Jeśli chodzi o konstrukcję postaci, to jest się do czego przyczepić. I tu niestety wina leży po stronie autorów scenariusza, którym nie udało się w pełni oddać charakteru postaci. Odnosiłam wrażenie, że są oni inni niż w poprzednich częściach.

Bohaterowie zachowują się sztucznie. Nie pomagają też suche opisy scenografii i równie suche dialogi bohaterów. Ron momentami wydawał mi się przesadnie głupawy, a Malfoy przesadnie dobry. Jedyną postacią godną uwagi był młody Albus Potter.

Harry wpada w rutynę dorosłego życia. Stara się być dobrym rodzicem, ale ma problemy wychowawcze ze swoim synem. Konflikt Harry'ego i Albusa wywoła lawinę katastrofalnych zdarzeń dla świata czarodziejów.


 


Jeśli chodzi o fabułę, to jest ona bardzo przewidywalna. Ośmielę się użyć słowa „oklepana”. Powrót do przeszłości, by kogoś uratować, jest dość znanym zabiegiem w literaturze. Już wcześniej pojawił się trzeciej części - „Harry Potter i Więzień Azkabanu”.

Zabrakło mi klimatu Hogwartu. Czuć, że nie jest to ten sam świat z powieści J.K. Rowling. W scenariuszu zabrakło emocji bohaterów. Po lekturze zatęskniłam do starej serii. „Przeklęte dziecko” traktuję raczej jak adaptację niż kontynuację. Moja ocena to 3.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz